czwartek, 10 lipca 2014

soulless ~ 12

- Mój prywatny koniec świata..? - wzdycham, czytając zakreślony na czerwono przez dyrektora temat konkursu. Czy to ma być w jakiś sposób zabawne? Odkładam listę i ukrywam twarz w dłoniach.
Dałem sobie kilka dni na odpoczynek i powrót do formy, co w praktyce oznaczało, że spędzałem większość czasu leżąc w łóżku i patrząc w ścianę. W jedyne miejsce, gdzie nie było żadnego lustra. Wcześniej lubiłem się sobie przyglądać, jednak nie zdawałem sobie sprawy, jakie to dla mnie ważne. Teraz, kiedy moje własne odbicie mnie przeraża, unikam go jak ognia. Nie chcę widzieć swoich ran, siniaków. Nie chcę patrzeć w swoje oczy, bo podobno to zwierciadło duszy, a ja… boję się niczego nie zobaczyć.
Nie powinienem jednak leżeć tak wiecznie. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo gryzie mnie moja namiastka sumienia. Na pewno łatwiej by mi było wstać i zabrać się za coś poważnego, gdybym umiał wykrzesać chociaż odrobinę entuzjazmu do czegokolwiek, jednak wszystko wydaje mi się całkowicie bezsensowne.

piątek, 28 marca 2014

soulless ~ 11

Moja szafka właśnie oznajmiła mi, iż jestem gejem czy może raczej cytując “pedałem”. Przedmioty martwe nie mogą się rzecz jasna odzywać, a miałem wrażenie, jakby krzyczała mi w twarz, a to wszystko między innymi przez masę pięknych napisów markerem.
Odkleiłem jedno ze zdjęć przyklejonych do niej na gumę do żucia i patrzyłem chwilę na obrazek przedstawiający mnie całującego Charliego. Fakt, zdarzyło się. Fakt, pozwoliłem mu zrobić to zdjęcie. Fakt, nie zaznaczyłem, że nie może go nikomu pokazywać. Jednak… Cholera. Sam nie wiem.
Dość szkoły na dziś. Może nie tylko na dziś. Wychodzę starając się unikać cudzych spojrzeń i nie słuchać komentarzy, bo chociaż homoseksualizm jest traktowany z roku na rok lepiej, to wcale nie oznacza, że już jest dobrze. W dodatku to nie jest prawda. Nie kocham Charliego ani nie chcę z nim być. Czemu mam obrywać z powodu czegoś, co nawet nie jest prawdziwe? Nie chcę walczyć w cudzej walce.

piątek, 21 marca 2014

soulless ~ 10

Mama patrzy na mnie z zawodem, kiedy pomaga Shane’owi pakować rzeczy.
- Stoisz jak kat nad dobrą duszą - stwierdza mój brat.
- Nad dobrą duszą, powiadasz - prycham.
- Jak stoisz tu tylko po to, żeby docinać bratu, to lepiej wyjdź - warczy moja matka, a ja postanawiam wyjątkowo jej posłuchać.
- Czemu nie powiedziałeś, że Shane ma problemy? - atakuje mnie w kuchni ojciec.
- Bo nie wiedziałem - co połowicznie jest prawdą. Zdawałem sobie sprawę, że jest z nim coś nie tak - z mojej pozycji trudno przecież nie - jednak nie zastanawiałem się jakoś bardziej, co ogólnie z psychiką mojego brata, co mu siedzi w głowie, a nawet przez moment nie przeszło mi tak poważnie przez głowę, że jest chory psychicznie.
- To twój brat - mówi mój ojciec z wyrzutem.
- Od kiedy?! - teatralnie udaję zdziwienie.
- To poważna sprawa, Spence - głos mojego ojca brzmi wyjątkowo poważnie, a co za tym idzie jest jeszcze niższy i głębszy niż zwykle.